- Kiedy przeczytałem ten list, to pomyślałem, że on jest tak napisany, żeby prezydent Duda nie mógł ułaskawić autora tego listu. To wygląda na szantaż i gdyby prezydent postąpił zgodnie z intencją autora tego listu, to by się naraził na bardzo poważną krytykę - mówił Leszek Miller na antenie TVN24.
Na uwagę prowadzącego program, że w założeniu list nie miał być publikowany, Miller odpowiedział: - Nigdy nie można zakładać, że jak coś się napisze, to to nigdy nie ujrzy światła dziennego, zwłaszcza jeżeli list ma przejść całą procedurę. Jeśli pan Falenta uważał, że to nigdy nie zostanie podane do publicznej wiadomości, to tylko potwierdzał swoją naiwność - dodał. Miller przypomniał też, że "Falenta jest skazany na 2,5 roku więzienia". - W tej sytuacji każdy robi wszystko to co może, żeby się z tego więzienia wydostać przed terminem - podkreślił.
W ocenie gościa "Rozmowy Piaseckiego" "dwie możliwości są w miarę realne". - Albo Falenta zaczął to [nagrywanie w aferze podsłuchowej - przyp. red.], bo liczył na profity w biznesie, bo dobrze wiedzieć, co biznesmeni czynią, jakie mają plany, albo miał jakiś kontakt ze służbami specjalnymi. Tylko jest pytanie, jakimi - skomentował eurodeputowany SLD.
- Jeżeli by się okazało, że zleceniodawcy są jasno określeni, że był to czynnik polityczny, który użył tej sprawy do walki politycznej, to by był bardzo poważny problem dla PiS-u - ocenił były premier.